Wykorzystujemy bieganie, żeby uwolnić się od napięć po ciężkim dniu, poprawić sobie samopoczucie, wyciszyć nadmiar myśli. I po mniej lub bardziej intensywnym wysiłku dostajemy to, po co wyszliśmy z domu. Sięgamy po te skuteczne (i uzależniające) endorfiny, bo wiemy, że jak żaden inny lek dostępny bez recepty pomogą nam wygrać ze stresem, smutkiem czy brakiem wiary w siebie. Tylko że traktując bieganie wyłącznie jako sposób na problemy (i nadmierny apetyt), można sporo tracić.
Bieganie uczy optymizmu?
„Wysiłek zwiększa szczęście, ale też szczęście może zwiększyć efekty wysiłku” – uważa dr Alfred Bove, medyk z Temple University, maratończyk z 26 startami na królewskim dystansie na swoim koncie. Włożenie odrobiny wysiłku w to, żeby być pozytywnie nastrojonym do treningów, pozwala czerpać z biegania jeszcze więcej. Podobno.
Sama jestem wieczną realistką ze skłonnościami do pesymizmu i zawsze uważałam, że tak zostałam odgórnie przydzielona. Teraz psychologowie i socjologowie zaczynają mnie przekonywać, że optymizm to cecha, której można się nauczyć i warto to zrobić z wielu powodów (o nich przeczytasz niżej). Postanowiłam więc dowiedzieć się, jak mogę skorygować swój wzrok różowymi okularami.
1. Jedzenie biegacza
Przyzwyczailiśmy się traktować jedzenie jako paliwo głównie dla mięśni. Ale z dobrego jedzenia jeszcze bardziej cieszy się mózg (nie zdarzyło Ci się zajadać przysmakami stresów?). Profesor psychiatrii na Columbia University i autor książki „The Happiness Diet", Drew Ramsey, uważa, że nie można na co dzień czuć się świetnie, nie dostarczając sobie takich składników odżywczych, jak magnez, żelazo, kwasy tłuszczowe omega-3, witaminy B12 i D. Na poprawę nastroju dietetycy zalecają więc naturalne antydepresanty: jarmuż, ostrygi, małże, pomidorki koktajlowe, pestki dyni, jogurt grecki i gorzką czekoladę. Dawkuj rozsądnie.