Przecież nawet nie wiesz, skąd się bierze jointy, a po treningu czujesz się jak po wypaleniu małej plantacji marihuany. Niby nie jesteś wrażliwcem, a na zawodach ogarnia Cię nie fala, a tsunami emocji. Każdy bolesny krok sprawia Ci przyjemność.
Czy to normalne? Tak – imprezy biegowe to spotkania wcale nie anonimowych narkomanów. Uzależniająca euforia biegacza jest coraz lepiej przebadanym zjawiskiem. Naukowcy starają się wyjaśnić, jakim cudem po paru krokach w butach biegowych wszystko staje się jasne, kłopoty są jakby mniej kłopotliwe, a nadludzki wysiłek dostarcza więcej frajdy niż zmęczenia.
Podczas biegu nawet rozmowy idą w weselszym kierunku niż przy imieninowej kolacji zakrapianej bynajmniej nie wodą kokosową. Znasz ten stan? Witaj w klubie! Nie wiesz, o czym mowa? Najlepsze przed Tobą. Przejrzeliśmy naukowe teorie próbujące znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego bieganie jest najlepszym dilerem w okolicy.
Zadowolenie z rozgrzewki
Na drogę do euforii biegacza wkraczasz, zanim jeszcze na Twoim czole pojawi się pierwsza kropla potu. Kiedy mięśnie się rozgrzewają, podwzgórze (nie mylić z podbiegiem), czyli część mózgu regulująca temperaturę ciała, może oddziaływać na Twój nastrój.
Wg dr. Johna Raglina, od lat badającego psychologię sportu, za upojenie bieganiem nie musi wcale odpowiadać żadna chemia. ”Może być tak, że to zwyczajnie podniesienie temperatury ciała sprawia, że podczas aktywności czujemy się lepiej” – twierdzi.
Jeśli ta teoria by się potwierdziła, nie byłoby potrzeby przekraczania strefy komfortu, by poczuć się świetnie: wystarczy zrelaksować się i czerpać przyjemność z lekkich przebieżek.
Kumulacja: Biegaj w teamie. Kiedy dobrze się bawisz na treningu z przyjacielem lub grupą, pozytywny nastrój pozostanie z Tobą na dłużej. Akceptacja i poczucie więzi sprawi, że będziesz czuć się lepiej nie tylko w czasie biegu.