Około 45 minut po startowym wystrzale Maratonu Bostońskiego w 2014 roku Amerykanin Meb Keflezighi odłączył się od czołowej grupy. Faworyci odpuścili pogoń, nie postrzegając Amerykanina za prawdziwego konkurenta. W końcu mieli przed sobą 38-latka, z którym główny sponsor, Nike, zerwało umowę trzy lata wcześniej, twierdząc, że najlepsze lata ma już za sobą. Jego 23. miejsce w Maratonie Nowojorskim z poprzedniego sezonu zdawało się tylko potwierdzać, że rzeczywiście nie jest w formie, do której przyzwyczaił biegowy świat. Rywale pomyśleli więc, że „Meb nie stanowi żadnego zagrożenia”.
Te same słowa padły w telewizji transmitującej wyścig. Nawet kiedy Keflezighi zbudował ponadminutową przewagę, kamera wciąż pokazywała zwartą grupę biegnącą za nim, w której znajdował się między innymi obrońca tytułu Lelisa Desisa z Etiopii. Dopiero na 6 km przed metą w pościg za prowadzącym ruszyli 28-latek Kenijczyk Wilson Chebet i jego o rok starszy rodak Frankline Chepkwony. Obaj biegacze mieli tempo o 20 sekund na milę lepsze niż Keflezighi – Chebet miał już Amerykanina w zasięgu wzroku.
W międzyczasie operatorzy telewizyjni zrozumieli, co się dzieje na ich oczach. Przeprowadzili wywiad z trenerem Bobem Larsenem, który przeanalizował technikę obu biegnących na czele zawodników. Styl Chebeta był niezgrabny, jak po ciężkim polowaniu, a twarz wykrzywiona z bólu, natomiast Keflezighi biegł spokojnie i ekonomicznie, lekko się uśmiechając. „Meb mu ucieknie” – zawyrokował Larsen.
Krótko po tym Keflezighi spojrzał przez ramię i zobaczył to, co jego trener: Chabet był zmęczony. Od tego momentu „senior” nie pozwolił już sobie odebrać zwycięstwa. Na ostatniej prostej uniósł dłoń, przeżegnał się i z nowym rekordem życiowym wynoszącym 2:08:37 został najstarszym triumfatorem Maratonu Bostońskiego od ponad 80 lat.