Nigdy nie byłem typem sportsmena. Książki, kino, teatr, knajpy, długie dyskusje - to był, jest, mój świat. Oczywiście wszędzie z papierosem. Ulubione zajęcie? Rozsiąść się w fotelu z dobrą książką, kawą albo lampką wina, popielniczką pod ręką i paczką fajek. Tak wyobrażałem sobie raj. Jeszcze do niedawna. Dziś samowładczo zadekretowałem wygnanie z tego raju. Papierosów.
Przyjaciele palacze - grupa wsparcia w nałogu - dziwili się, dlaczego. Skąd taki pomysł, chłopie? Nie mogli zrozumieć, bo zawsze przekonywałem, że palenie to „wyraz wolności jednostki" i że nie dam się wtłoczyć w te idiotyczne amerykańskie ograniczenia. Że nie ulegnę nagonce na palaczy i im silniejszy będzie nacisk, żeby rzucić, tym silniej ciągnęło mnie do palenia. Ot, taki typowo polski buntowniczy charakter.
Kto kaszle? Ja?
Ale do czasu. Pewnego ranka, kiedy wyszedłem jak co rano pod trzepak z kubkiem kawy i fajką w ręku, wyszła tam też sąsiadka. Starsza pani z czerstwą skórą, która niejedno już w życiu widziała i czuje potrzebę dzielenia się swoim doświadczeniem. Tym razem ze mną. „Bardzo ładnie pan kaszle" - powiedziała z przekąsem. Ja? Kaszlę? Kompletnie mnie zaskoczyła. Przecież ja nie kaszlę, jestem zdrowy.
I w tym momencie uświadomiłem sobie, że istotnie - co kilkadziesiąt sekund wydaję z siebie krótkie szczeknięcie. Jak Boga kocham, nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Pokasływałem co rano, tak mimochodem, bez świadomości, że to robię. Spytałem żonę. Potwierdziła, że każdego ranka, od momentu wstania z łóżka aż do powrotu z „kawy i papieroska", pokasłuję rytmicznie.
Powiedziała mi też, że nasze dziecko właśnie po kaszlu na klatce schodowej wie, że tatuś wraca. Byłem kompletnie zaskoczony. Z moim organizmem działo się coś złego, a ja w ogóle tego nie zauważałem. A skoro nie zauważyłem czegoś, co widzą, a raczej słyszą wszyscy dookoła, to może nie zauważyłem też czegoś, co może zobaczyć tylko niejaki Roentgen?
Poszedłem więc do pulmonologa i poprosiłem o badanie. Nawet nie musiałem odpowiadać na pytanie, czy palę. Lekarz powiedział mi o tym, ledwo mnie zobaczył. Osłuchał mnie, opukał, dał skierowanie na prześwietlenie i kazał się zgłosić następnego dnia. Kiedy wróciłem rano, ze zdjęciem swoich płuc w lekko drżących rękach, obejrzał je i powiedział, że jeśli chodzi o raka, to jeszcze go nie mam. Jeszcze!