Okolice poznańskiej Malty były dla naszej utytułowanej polskiej biegaczki Małgorzaty Sobańskiej miejscem, w którym od zawsze odnajdywała spokój i odzyskiwała jasność umysłu podczas pokonywania kolejnych kilometrów. Do 2008 roku pokonała 39 maratonów. Na maratonie w Rotterdamie musiała jednak pierwszy raz w życiu zejść z trasy na 35. kilometrze i straciła szansę na olimpiadę w Pekinie. Zdarta do krwi stopa, z powodu nowej skarpetki, unieruchomiła ją na kilka tygodni.
O ile ból podczas gojenia się rany był wyzwaniem, któremu mogła sprostać, bo wśród biegaczy ma opinię twardej zawodniczki, o tyle widok biegających osób stał się dla niej trudny do zniesienia. Bieganie jest dla Małgorzaty czymś więcej niż tylko jej ulubionym zajęciem. „Będę biegała tak długo, jak »karoseria « wytrzyma” – deklarowała. Była przygotowana na pokonanie maratonu poniżej 2:30, ale igrzyska olimpijskie w Pekinie oglądała w telewizji.
Myśl leczy rany
Są oczywiście biegacze szczęściarze, którzy przejdą przez całe swoje sportowe życie bez poważniejszych kontuzji. Zdecydowana większość jednak musi prędzej czy później skonfrontować się z urazem, który wymaga największej ofiary – przerwy w bieganiu. Żaden przyzwoity biegacz nie przyjmie takiego rozwiązania z wdzięcznością i zadowoleniem, ale ci, którzy potrafią z uśmiechem i wiarą patrzeć w przyszłość, dzielnie znosząc przeciwności losu, już na starcie znajdują się w dużo lepszym położeniu niż ich pesymistyczni koledzy.
„Badania pokazują, że powrót do zdrowia po kontuzji przebiega wolniej lub przynosi gorsze rezultaty w przypadku osób, które są zestresowane lub zmagają się z depresją” – mówi profesor Britt Brewer, psycholog ze Springfield College w Massachusetts.
Dokładne przyczyny, dlaczego tak się dzieje, wciąż nie są do końca znane. Brewer twierdzi, iż może być po prostu tak, że sportowcy przyjaźnie nastawieni do życia, z konstruktywnym podejściem do wszelkich problemów, dużo lepiej znoszą trudy rehabilitacji i z większą skrupulatnością przestrzegają zaleceń swoich lekarzy i rehabilitantów.